Apr 28, 2018
Ale nie można ciągle martwić się, że umrzesz. Jeżeli będziesz tak robił, to już umarłeś.
Jennifer Echols "Dziewczyna, która chciała zbyt wiele"
Mam nareszcie wrażenie, że pozbyliśmy się jednego z najmniej pozytywnych przekonań, jakie istniały. Coraz więcej osób przestaje wierzyć w to, że kryzys, gorsza chwila, trudny dzień czy prawdziwa życiowa katastrofa to dodatkowy dowód na niekompetencję czy życiowe nieogarnięcie. Porażka to raczej moment przestoju, okazja do refleksji, jakaś informacja od świata - może coś trzeba przemyśleć? Wziąć pod uwagę nowe ścieżki? Zastanowić się nad swoim życie? A może zmienić sposób działania na taki, który w końcu zda egzamin?
Dzisiaj chcę zaprosić Was do tematu związanego z zamartwianiem się. W pewnym sensie to jest psychologia sukcesu, prawda? To niekończące się się zmartwienia sprawiają, że nie chce nam się wierzyć w lepszą przyszłość - w wymarzoną przyszłość. To źle interpretowane i przekoloryzowane porażki wpędzają nas w negatywne nastawienie, brak nadziei i apatię życiową. Im mniej konstruktywnie się martwimy, tym więcej trudności przyciągamy do siebie. To coś na zasadzie błędnego koła - jest źle, nastawiam się, że będzie źle, nie działam proaktywnie i produktywnie - w rezultacie rzeczywiście dobrze być nie może.
A gdyby tak zastosować specjalną metodę zamartwiania się?